środa, 17 października 2012

bpd





Uratuj mnie, Rachel Reiland
Opowieść o złym życiu i dobrym psychoterapeucie

Z opisu książki dowiadujemy się, że jest to „przewodnik dla osób cierpiących na pograniczne zaburzenia osobowości. Prawdziwy dar niebios dla ich najbliższych”.
Z żadnym z tych słów się nie zgadzam.
Owszem, poznajemy Rachel, kobietę bliską trzydziestki, żonę i matkę dwójki dzieci, która ma ogromne problemy ze sobą, które są uznawane za zaburzenia typu borderline (borderline personality disorder). Jesteśmy świadkami przełomu w jej życiu – hospitalizacje, leczenie, dojrzewanie umożliwione dzięki terapii. To trudna droga ku zrozumieniu siebie i zmiany zachowania.

Jest to tendencyjna opowieść o tym, jak z nieprawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie kobieta o usposobieniu rozkapryszonego dziecka przeobraża się w przykładną pacjentkę, która odbudowuje swoje życie począwszy od dzieciństwa, ukryte pragnienia, potrzebę ojcowskiej miłości i akceptacji ze strony rodziny. Całość jest zapisem trudnej drogi ukończonej cudownym uzdrowieniem i ułożeniem sobie życia przez Rachel.
Zdecydowanym pozytywem tej książki jest wiek bohaterki – pacjentki. Dotychczas książki o podobnej tematyce zdominowane były przez nastolatki. Odbiorcami tych pozycji więc były osoby młode. Niewiele jest książek poruszających tematy zaburzeń i chorób psychicznych w wieku dojrzałym. Dzięki temu książka zyskuje szersze grono czytelników.
Zaś słabą stroną książki jest uporczywe nazywanie pogranicznego zaburzenia osobowości chorobą. Wielokrotne dywagacje bohaterki na temat choroby i jej przebiegu irytują tych, którzy rozróżniają chorobę od zaburzenia. Nie twierdzę, że zaburzenie jest czymś łatwiejszym, w żadnym wypadku nie umniejszam znaczenia zaburzeniom, które zazwyczaj leczy się dużo trudniej niż choroby. W przypadku chorób stosuje się farmakologię, w przypadku zaburzeń farmakologia jest jedynie dodatkiem, najważniejsza jest zaś terapia. Często żmudna, wyczerpująca i droga, jak w wypadku Rachel Reiland. Terapia zakłada specyficzną relację między pacjentem i terapeutą, co doskonale obrazuje Uratuj mnie. Rachel na zmianę idealizuję i dewaluuje swojego terapeutę, co jest specyficzne dla borderline. Już sam tytuł jest prośbą skierowaną właśnie do owego terapeuty – człowieka niezwykle opanowanego, cierpliwego i rozsądnego. Niemal od początku wciela się w dobrego ojca, który szafuje takimi słowami, jak „miłość, troska, opieka i dobroć”. Sprawia wrażenie, jakby otaczając Rachel opieką i miłością rekompensował jej trudne dzieciństwo. A wszystko to za 120 dolarów za sesję.
Jestem przeciwna idealizowaniu kogokolwiek i choć rozumiem wdzięczność głównej bohaterki do swojego terapeuty to uważam, że ta relacja była przekoloryzowana. Założenie było dobre: terapeuta pełni funkcję drogowskazu, kogoś, kto wskazuje drogę, Doktor Padgett, mimo prób odgrywania roli „czystej kartki” staje się światłem w życiu Rachel. Kimś najważniejszym, komu zaufała i powierzyła swoje życie. Z czasem, na szczęście, zaczyna samodzielnie się poruszać w świecie realnym, lecz nie jest to już zbyt dokładny zapis. W historii zabrakło momentu wychodzenia ze skorupy zaburzeń. Myślę, że pominięto ważny komponent terapii. Zabrakło też szczegółów z życia rodzinnego Rachel. Być może chroniła swoją prywatność w ten sposób, co trochę kłóci się z ideą książki – dlatego też nie zgadzam się z twierdzeniem, że książka ta jest „darem niebios dla najbliższych”. Czy w takim razie „najbliżsi” mają liczyć na to, że w życiu zaburzonej osoby pojawi się rycerz na białym koniu… pardon, doktor w białym kitlu za jedyne 120 dolarów za sesję? Współczesny czarodziej, który poprowadzi przez krainę niezrozumienia, oświetli drogę i poprowadzi do szczęśliwego zakończenia. Całość zbyt słodko pachnie.
Niestety rzeczywistość jest dużo bardziej prozaiczna, a wiele osób z pogranicznym zaburzeniem osobowości nie ma szansy trafić na „idealnego” terapeutę, który wcieli się w rolę dobrego i kochającego rodzica. Dobrze, jeśli osoby zaburzone trafią na terapeutów, którzy wysłuchają ich problemów i wskażą konkretne rozwiązania, nauczą nowych schematów myślowych i pomogą zapanować nad impulsami.
Książka jest zaopatrzona w informacje dotyczące borderline i odnośniki, publikacje i książki poruszające tą kwestię. Dużym mankamentem ze strony polskiego wydawcy jest pominięcie polskich stron poświęconych zaburzeniom osobowości, których posiadamy w Internecie całkiem sporo.

Mimo to uważam, że takie książki są potrzebne po to, by budować świadomość ludzi czym są zaburzenia psychiczne, jak ciężko z nimi walczyć – ale i pokazać, że taka walka może być zakończona sukcesem. 

Więcej informacji nt. zaburzenia osobowości z pogranicza można znaleźć tutaj:

2 komentarze:

  1. Recenzja, ktora spokojnie mona nazwac strzalem w dziesiatke. Jako osoba, ktora przeczytala te pozycje, oraz majaca bezposrednio stycznosc z osoba cierpiaca na BPD a nawet sama majaca podejrzenie takich zaburzen- w pelni zgadzam sie z Autorka recenzji. Po prostu przeslodzone, cud za 3 sesje w tygodniu. I faktycznie, prawie zupelnie nic na temat rodziny. Wszystko prawie tylko i wylacznie o samej Rachej i jej "ukochanym" terapeucie, ktory moim osobistym zdaniem przekroczyl granice pacjent-terapeuta, przez co zachowal sie kompletne nieprofesjonalnie. I byc moze (mowie "tylko" byc moze) terapia trwala az tak dlugo i Pan Doktor calkiem niezle sobie na naszej Rachel zarobil.
    Brawo dla Autorki recenzji za utrzymanie dystansu, ktorego zapewne gospodynie domowe beda w przypadku tej tkliwej ksiazki zupelnie pozbawione.

    OdpowiedzUsuń
  2. Very nice post. I just stumbled upon your blog and wished to
    say that I've truly enjoyed surfing around your blog posts. After all I will be subscribing to your feed and I hope you write again very soon!
    Here is my webpage ; Instalator Poznań

    OdpowiedzUsuń

Ślicznie dziękuję za komentarz,
proszę, zostaw swoje imię lub nick, bym, wiedziała komu podziękować :)