wtorek, 16 czerwca 2015

"Nie wszystko gówno znaczy"




Znalezione Nie Kradzione, Stephen King

W zeszłym tygodnia była premiera nowej książki Kinga, kontynuacji Pana Mercedesa. Dzięki dobremu sercu mojego partnera i mojej żałosnej miny spod koca (jestem chora), dostałam ją w formie prezentu i niemal od razu wzięłam się do jej przeczytania.
Jak zwykle - nie zawiodłam się.

Książka zaczyna się od morderstwa i to umotywowanego - wg. jej sprawcy. Nabiera więc tempa od pierwszych stronic i szczerze mówiąc nie przypominam sobie, by w którymkolwiek momencie zwalniała. Przyglądamy się - niczym niemi podglądacze - w tym kocham literaturę - nic nie możesz zrobić, możesz tylko czytać i pochłaniać akcję, mając nadzieję, że poprowadzi nas tak, jakbyśmy tego pragnęli... niestety niektórzy nie potrafią tego zrozumieć i właśnie takim czytelnik jest nasz sprawca. Włamuje się do domu na odludziu należącym do swojego ulubionego pisarza. Żąda od niego wyjaśnień, dalszych rękopisów i skruchy. Twierdzi, że nie zależy mu na pieniądzach, ale... nimi też nie pogardzi.

Niestety coś poszło nie tak i choć za inną zupełnie sprawę, nasz sprawca - Morris Bellamy trafia do więzienia, zanim jednak to się dzieje udaje mu się zakopać swój łup - największy skarb. Dalsze dzieje bohatera literackiego, z którym się tak utożsamiał. Skarb, który wiele lat później znalazł inny chłopiec a ich drogi miały się za chwilę przeciąć.

W momencie przecięcia dróg znalazcy, chłopca, Petera Saubersa którego rodzina ucierpiała na wskutek masakry pod City Centre przez szaleńca w mercedesie i złodzieja, który wyszedł na warunkowym do akcji wkracza znana nam już ekipa: detektyw Hodges, Holly i Jerome.Znani z "Pana Mercedesa"  i uratowania połowy miasta.

W tej części nie ratują miasta, ale robią równie ważną rzecz. Jesteśmy świadkami zderzenia dwóch postaw czytelniczych, dojrzewającej i zamkniętej w sobie, ciasnej, egoistycznej. Taką, która opierając się na osobowości właściciela - wie co jest dobre a co złe, sięga po wzorce i wykorzystuje je w życiu, a druga - wykorzystując wzorce książkowe manipuluje nimi by osiągnąć cel zaspakajając jedynie swoje potrzeby.

Często powtarzana przez główną postać książki Rothsteina, pisarza, który ginie w pierwszych kartach książki kwestia:
"Wszystko gówno znaczy"
powtarzana była wiele razy przez obu bohaterów: Morrisa i Petera. Obaj używali je by podnieść się na duchu w zupełnie innych sytuacjach.

1 komentarz:

  1. Powieść niniejszą przeczytałem, ale uważam, że jest kiepska, choć przyznam, że wykreowany przez Kinga profil psychologiczny Morrisa jest bardzo ciekawy. Tylko, to spowodowało, że wytrzymałem z tą powieścią do końca.
    tak czy siak, mam nadzieję, że Ostatnia Warta mi to wynagrodzi.
    Pozdrawiam,
    GeorgeKurczak

    OdpowiedzUsuń

Ślicznie dziękuję za komentarz,
proszę, zostaw swoje imię lub nick, bym, wiedziała komu podziękować :)