Znalezione Nie Kradzione, Stephen King
W zeszłym tygodnia była premiera nowej książki Kinga, kontynuacji Pana Mercedesa. Dzięki dobremu sercu mojego partnera i mojej żałosnej miny spod koca (jestem chora), dostałam ją w formie prezentu i niemal od razu wzięłam się do jej przeczytania.
Jak zwykle - nie zawiodłam się.
Książka zaczyna się od morderstwa i to umotywowanego - wg. jej sprawcy. Nabiera więc tempa od pierwszych stronic i szczerze mówiąc nie przypominam sobie, by w którymkolwiek momencie zwalniała. Przyglądamy się - niczym niemi podglądacze - w tym kocham literaturę - nic nie możesz zrobić, możesz tylko czytać i pochłaniać akcję, mając nadzieję, że poprowadzi nas tak, jakbyśmy tego pragnęli... niestety niektórzy nie potrafią tego zrozumieć i właśnie takim czytelnik jest nasz sprawca. Włamuje się do domu na odludziu należącym do swojego ulubionego pisarza. Żąda od niego wyjaśnień, dalszych rękopisów i skruchy. Twierdzi, że nie zależy mu na pieniądzach, ale... nimi też nie pogardzi.
Niestety coś poszło nie tak i choć za inną zupełnie sprawę, nasz sprawca - Morris Bellamy trafia do więzienia, zanim jednak to się dzieje udaje mu się zakopać swój łup - największy skarb. Dalsze dzieje bohatera literackiego, z którym się tak utożsamiał. Skarb, który wiele lat później znalazł inny chłopiec a ich drogi miały się za chwilę przeciąć.
W momencie przecięcia dróg znalazcy, chłopca, Petera Saubersa którego rodzina ucierpiała na wskutek masakry pod City Centre przez szaleńca w mercedesie i złodzieja, który wyszedł na warunkowym do akcji wkracza znana nam już ekipa: detektyw Hodges, Holly i Jerome.Znani z "Pana Mercedesa" i uratowania połowy miasta.
W tej części nie ratują miasta, ale robią równie ważną rzecz. Jesteśmy świadkami zderzenia dwóch postaw czytelniczych, dojrzewającej i zamkniętej w sobie, ciasnej, egoistycznej. Taką, która opierając się na osobowości właściciela - wie co jest dobre a co złe, sięga po wzorce i wykorzystuje je w życiu, a druga - wykorzystując wzorce książkowe manipuluje nimi by osiągnąć cel zaspakajając jedynie swoje potrzeby.
Często powtarzana przez główną postać książki Rothsteina, pisarza, który ginie w pierwszych kartach książki kwestia:
"Wszystko gówno znaczy"
powtarzana była wiele razy przez obu bohaterów: Morrisa i Petera. Obaj używali je by podnieść się na duchu w zupełnie innych sytuacjach.
Powieść niniejszą przeczytałem, ale uważam, że jest kiepska, choć przyznam, że wykreowany przez Kinga profil psychologiczny Morrisa jest bardzo ciekawy. Tylko, to spowodowało, że wytrzymałem z tą powieścią do końca.
OdpowiedzUsuńtak czy siak, mam nadzieję, że Ostatnia Warta mi to wynagrodzi.
Pozdrawiam,
GeorgeKurczak