czwartek, 25 sierpnia 2011

Hand in glove


Człowiek, który pokochał Yngvego, Tore Renberg

Czasami trafiamy na lustra. Nie są to zwyczajne lustra, które spotykamy w przymierzalniach, czy własnych łazienkach oraz przedpokojach. Nie są to lustra zrobione z tafli szkła i srebra. Czasami może to być bohater filmu czy książki. Jak w tym wypadku.

Jarle Klepp jest moim lustrem. Widzę w nim siebie sprzed lat: zakochane oczy i błędny wzrok, kombinujący jak by tu się urwać, by być bliżej kogoś, na kim nam zależy. I podsumowanie większości działań: jak bardzo można coś zawalić? Strasznie.

Autor książki, Tore Renberg ma cudowny dar przenikania do czyjejś osobowości. Wchodzi do niej jak do garderoby i pożycza sobie płaszcz, sweter i dżinsy… Wspomnienia, emocje i zmysły. Wkłada do swojego świata i dopasowuje w te elementy głównego bohatera. Sprawia, że przeżywam razem z nim, identyfikuje się, zatracam.

Dlaczego? Ponieważ doskonale się czuję w jego skórze, jest mi tak bliska, bo środowisko w jakim został osadzony przypomina moje własne, w którym żyłam. Mimo, ze dzieli nas dziesięć lat różnicy, płeć i kraj, w którym się toczy akcja.

Nie sądzę, bym była jedyną osobą tak silnie identyfikująca się z głównym bohaterem książki Człowiek, który pokochał Yngvego.

Jarle ma 17 lat, uczy się w liceum w Stavenger. W jego życiu liczy się rock, seks i polityka. Stara się być wielką indywidualnością, założył z przyjacielem kapelę punkową,  ma świetną dziewczynę. Wszystko zmienia się, gdy do jego szkoły przybywa nowy uczeń, Yngwe, dziwny chłopak, lubiący słuchać popu, grać w tenisa i czytać książki o starożytnym Egipcie. Nagle Jarle ze zdumieniem odkrywa że nie może przestać o nim myśleć…

Świat Jarla to świat, gdzie młodzi ludzie chcą zmieniać świat, walczą z nim, a nie dostrzegają, co dzieje się w ich własnym domu; świat, w którym liczy się tu i teraz, koncert, impreza, szkolna przerwa… Świat pragnień i dążeń, analizowania każdego nowego uczucia, chaotyczne podążanie ścieżkami, które wydają się być najatrakcyjniejsze. W końcu świat, w którym dokonuje się kolejna inicjacja: z młodego człowieka wyrasta dojrzały mężczyzna. W sprzyjających warunkach. Widzimy tą przemianę, ponieważ narratorem jest dorosły Jarle. Wprowadza nas do swojej przeszłości, do swojego siedemnastoletniego świata.  Tam, gdzie na okrągło gra muzyka, co tydzień jest jakaś impreza czy koncert, jest więcej alkoholu, więcej zioła, gdzie zakochanie ma swoją własną, przepiękną historię, swoją własną paletę barw emocji, działań… Gdzie nie ma Internetu i komórek, a świat obserwuje działania Związku Radzieckiego… bo jest  styczeń 1990 roku.

Z prawdziwą radością odkrywam, że w literaturze skandynawskiej (i nie tylko literaturze, również w filmie) nie ma tematów tabu. Akcja toczy się naturalnie, niezwykle prawdopodobnie. Pojawiają się tematy, o których się nie mówiło. W książce Renberga wszystko jest naturalne, normalne. Jakby żyło własnym życiem. Bez ingerencji Cenzora, który istnieje w wielu umysłach, próbujący sprzeciwić się rzeczom, które się po prostu dzieją.

Przeczytałam tą książkę w kilka godzin, mając nadzieję, że się nie skończy. Niestety, Jarle dokończył swoją opowieść na 355 stronie.
Mam nadzieję, że szybko pojawią się tłumaczenie następnych książki Tore Renberga, ponieważ umieściłam go w mojej liście ulubionych pisarzy. 

Dzięki niemu odkryłam piosenkę, która pozwoliła mi się jeszcze mocniej wczuć w nastrój lat 90.:


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Akcent i portalowi Czyta nie szkodzi.

3 komentarze:

  1. Cieszę się, że i Tobie książka tak bardzo przypadła do gustu! Ja byłam nią oczarowana i z wielką niecierpliwością czekam na kolejną część, która ma ukazać się w tym roku.
    Polecam również bardzo film na podstawie książki :)
    The Smiths to jeden z moich ulubionych zespołów - chociaż znam ich twórczość dopiero od dwóch lat. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja również mam już za sobą lekturę powyższej książki. I tak jak Tobie, niezwykle mi się spodobała. Świat Jarlego również był mi w jakiś sposób bliski, sama jeszcze kilka lat temu zasłuchiwałam się w tej samej muzyce, którą podziwiał Jalle. Naprawdę dobra książka, czekam na kolejne części z niecierpliwością :)
    No i oczywiście dołączam się do Miqi, film bardzo mi się spodobał :)

    Chciałam również powiedzieć, że niezwykle podoba mi się Twój styl pisania. Zazdroszczę lekkiego pióra, pomysłowości i nietuzinkowości. Z wielką radością przeczytam pozostałe wpisy i zostanę na dłużej :)

    Pozdrawiam ciepło,
    Ala

    OdpowiedzUsuń
  3. ta książka wciąż jeszcze przede mną, ale na pewno ja przeczytam, bardzo lubię literaturę skandynawską :)

    OdpowiedzUsuń

Ślicznie dziękuję za komentarz,
proszę, zostaw swoje imię lub nick, bym, wiedziała komu podziękować :)