niedziela, 14 listopada 2010

Pewien punkt widzenia...

Katoniela, Ewa Madeyska

Świat przedstawiony w książce autorstwa Ewy Madeyskiej jest przerażający. Jednak wchodzimy w ten świat zafascynowani, być może z nadzieją, że jednak nie będzie tak źle, może jednak karta się odwróci, wszystko będzie dobrze, świat nie będzie taki zły. Ale on nie jest zły. Jest prawdziwy. Brutalnie prawdziwy.
Aniela, główna bohaterka budzi w czytelniku pewną niechęć. Nie lubimy tej leniwej, koślawej dziewuchy. Kontrastujemy ją z dobrą siostrą, która czuje prawdziwe powołanie. Widzimy Anielę oczami zmęczonej matki, obojętnego ojca. Widzimy w końcu ją samą, jej własnymi oczami. I z każdą stronicą, coraz bardziej wkraczamy w jej świat uczuć. Jej poczucie winy, które kierowało nią przez długi czas. Przemyślenia dotyczące Boga i jego wyroków. Dopiero pod koniec lektury zaczynamy rozumieć, co kieruje główną bohaterką.
Czasami bawi, jednak częściej razi nas jej dosadny język, który kłuje w oczy kuchenną łaciną. Prawdopodobnie po to, by mocniej zaakcentować dualizm świata przedstawionego przez Madeyską. Stylem, chwilami przypomina Masłowską.
Co ciekawe, sama autorka, ma się wrażenie, odcina od tego świata, który wykreowała. Na okładce książki możemy przeczytać, że pisała ją z powodu gniewu, który chciała „wyjęzyczyć”, gniewu na katolickie błotko, w którym taplają się ludzie, którzy pod pretekstem boskiego miłosierdzia, zadają ból. Przykładem może być Totalny, mąż Anieli, który ze słowem bożym na ustach gwałci umysł żony. Zresztą, nie tylko umysł.
W niektórych wywiadach, do których dotarłam, Madeyska stara się przekonać, że nikt przed nią tak otwarcie nie krytykował środowiska katolickiego. Być może. Autorka po napisaniu książki, kilku rozmowach w dziennikarzami, szybko wycofała się z pisania. Z jednej strony – szkoda, bo jej język jest pikantny, dosadny, choć rytmiczny, zapadający w pamięć. Z drugiej zaś… cóż jeszcze można tak dosadnie skrytykować ( i przy okazji nie zostać posądzony o pomówienie czy obrażanie)? 

Mam bardzo mieszane odczucia względem tej książki. Czy sięgnę po nią jeszcze raz? Z pewnością. Po co w ogóle po nią sięgnęłam? W poszukiwaniu ludzkich potworów, opisywanych przez polskich współczesnych autorów. Potworów, którzy swoim zachowaniem oddziałują na innych bohaterów destrukcyjnie. Czy znalazłam mój przewodni motyw? Ciągle się zastanawiam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ślicznie dziękuję za komentarz,
proszę, zostaw swoje imię lub nick, bym, wiedziała komu podziękować :)